5 lipca 2008 roku we wrocławskiej Hali Stulecia odbył się koncert kanadyjskiej wokalistki i mojej idolki Avril Lavigne.

Na to wydarzenie czekałem, od kiedy tylko zacząłem słuchać Avril i muszę powiedzieć, że było to wspaniałe przeżycie!

Koncert Avril poprzedził występ młodego polskiego zespołu Nefer. Jednak widać (i słychać) było, że fani Avril już nie mogli się doczekać występu swojej idolki. Dla mnie osobiście występ Nefera był obojętny. Bardziej zajęty byłem utrzymania swojego miejsca przy scenie.

Avril wyszła na scenę ok. godziny 19:40. Show rozpoczęto mega-hitem zeszłego lata, czyli piosenką "Girfriend". Oprócz utworów z ostatniej płyty "The Best Damn Thing" Avril wykonała starsze hity jak "Complicated", "My Happy Ending", "I'm With You" oraz pozostałe single z poprzednich dwóch albumów. Piosenkom towarzyszyły układy choreograficzne tancerzy, w których także Avril miała udział oraz pokazy video na ogromnym ekranie LED oraz bezpośredni obraz z kamer na telebimach. Widać było, że show było dopracowane w najmniejszym szczególe, choć nie brakowało miejsca na spontaniczne ruchy i okrzyki Avril. Avril zachowywała się na scenie bardzo naturalnie i swobodnie, udało się jej złapać z nami świetny kontakt: były rozmowy i zabawy z publicznością. Niewątpliwym minusem występu Avril było skrócenie kilku piosenek, co było zapewne oznaką zmęczenia Avril trasą. Avril zmieniała stroje, pokazała także, że nadal pamięta jak się gra na gitarze i pianinie. Oprócz tego Avril zaskoczyła jednoczesną grą na perkusji i śpiewem przy piosence "Runaway". Koncert Avril zakończyła  nieco przed godziną 21 energetycznym "Sk8er Boi", przy którym szaleliśmy jak przy większości piosenek.

Pomimo ogromnego ścisku, duchoty i trzykrotnego oblania wodą ( stałem kilka rzędów pod sceną na płycie) zapamiętam ten koncert jako wspaniałe przeżycie i spełnienie marzenia zobaczenia i usłyszenia Avril Lavigne na żywo. :)

- Robbie