5 lipca 2008 roku. Wrocław przeżywa oblężenie nastolatek (i nie tylko) w trampkach, bojówkach, podartych spodniach rodzaju wszelkiego i wymyślnych koszulkach. Gdzieniegdzie błyska czyjeś różowe pasemko czy spódniczka. I wszyscy zmierzają w tylko jednym kierunku. Pytanie brzmi : po co?

     Otóż owego słonecznego dnia ja również wybrałam się na koncert jednej z popularniejszych gwiazd obecnej sceny pop-rockowej. Miliony sprzedanych płyt, niesamowity debiut i (obecnie) rozpoznawalna niemalże przez każdego blond czupryna z różowym pasemkiem. Wszyscy już wiemy o kogo tutaj chodzi. Do Wrocławia, w ramach trasy koncertowej "The Best Damn Tour", zawitała Avril Lavigne.

     Podczas oczekiwania pod Halą Stulecia miałam aż nazbyt wiele czasu (kolejki do wejścia były niemożliwie długie), by przyjrzeć się temu, jak to określałam przed samym wydarzeniem, różowemu tłumowi. Tu rozczarowanie, czy może raczej ulga (?), ponieważ owego różowego tłumu nie było. Zamiast tego tysiące nastolatek w wieku 12-16 lat, w czarnych bluzkach, pieszczochach i wyżej wspomnianych ubraniach koloru wszelakiego poza różowym. Rzecz jasna zdarzały się pojedyncze "cukierkowe" egzemplarze, ale nie zawracałam sobie nimi głowy.

     Dochodząc do bramki dało się zauważyć stos litrowych butelek z wodą czy innym napojem. I tu przeszkoda. Na salę wnosimy tylko napoje do 500ml, bez zakrętek. Nie mamy ze sobą również parasolek oraz kamer i lustrzanek. Dwa ostatnie przedmioty można oddać do depozytu za "niewielką" opłatą. Gdy już przebrniemy przez wszystkie bramki i punkty kontrolne można swobodnie rozsiąść się na ziemi (bądź jeśli ktoś woli, na krzesłach w sektorach z miejscami siedzącymi).

     O 18:30 (z małym poślizgiem) na scenę wychodzi support - Nefer. Z nóg mnie jakoś nie powalił, szczerze mówiąc było nudno, a i większość publiczności najwyraźniej podzielała moje zdanie. Chłopaki (i dziewczyna) nie wykazały się niczym nadzwyczajnym czy zdolnym pobudzić tłum.

     Wreszcie, ok. 19:40, gasną wszystkie światła. Po krótkim intro, na scenę wyskakują tancerki z flagami i rozpoczyna się show. Tysiące nastolatek zaczynają piszczeć, gdy na scenę wybiega drobna kanadyjka i zaczyna śpiewać : "Hey, hey, you, you, I don't like you're girlfriend!". Publika nareszcie się ruszyła. Wszyscy powtarzają wraz z Lavigne słowa przeboju z zeszłego roku. Krótka przerwa, podczas której wokalistka popełnia nieszczęsny błąd, wypowiadając słowa : "It's my first time here, in Poland". Zaraz po tym rusza kolejny kawałek z najnowszej płyty - "I can do better". Jednak prawdziwe szaleństwo zaczyna się podczas największego przeboju Avril, jakim jest "Complicated". Cała hala śpiewa, wszyscy kiwają się jednostajnie w rytm muzyki. Przy "My happy Ending" pani Lavigne bierze do rąk niezwykle twarzową różową gitarę i popisuje się swoimi umiejętnościami. Podczas "I always get what I want" pokazuje wszystkim, że w dalszym ciągu potrafi się bawić na scenie, przypominając nam stare dobre czasy. Zaraz po "I'm with you" urocza wokalistka znika ze sceny i do akcji wkraczają tancerki. Ja osobiście uważam występ za zbędny, choć zapewne, miejscami wręcz akrobatyczne, popisy zrobiły na niektórych wrażenie. Występ się kończy i na scenę wjeżdża różowy fortepian, za którym siada wystrojona Lavigne. Podczas grania "When You're Gone" na telebimie za sceną wyświetla się animacja ujęć nie wykorzystanych w klipie do owej piosenki. Szkoda tylko, że wokalistka "obcięła" nieco takie kawałki jak "Innocence", "Hot", czy też te, na które większość publiczności czekała z utęsknieniem ("Don't tell me", "Losing Grip"). Następnie Avril ponownie zbiega ze sceny pozostawiając nas na pastwę videoclipu do "Bad Reputation", który okazuje się zbitką ujęć z wszystkich teledysków artystki. Po chwili jednak znów dane jest nam ujrzeć Av, która powraca przy dźwiękach "Everything Back But You". Z uśmiechem na twarzy przysiada na schodach i pyta się, czy chcemy usłyszeć jak gra na perkusji. Ów różowy sprzęt wjeżdża na scenę a sama Lavigne przygrywa sobie, śpiewając "Runaway". Podczas "The Best Damn Thing" bawi się z publicznością, podskakuje przy "I don't have to try". "He wasn't", poprzedzone krótką zabawą w uciszanie fanów czy unoszenie rąk (z dodatkiem pisków rozhisteryzowanych fanek) wypada naprawdę znakomicie, dodając do tego również fakt, iż Avril zagrała na gitarze. Z krótkim "Good night" schodzi ze sceny. Tym zazem wrzyscy jawnie skandują "AV-RIL! AV-RIL!". Efekt? Krótki bis złożony z remiksu "Girlfriend" (możnaby odpuścić) oraz "Sk8er Boi", co mnie naprawdę ucieszyło. Jeszcze tylko małe "Thank you, you're amazing! Good night" i drobna blondynka na dobre opuszcza scenę. Widowisko dobiegło końca.

     Mimo drobnego potknięcia na początku trzeba przyznać, że koncert należał do udanych, a przez cały czas na twarzy pani Lavigne gościł uśmiech. Zapewne liczni fani wokalistki jeszcze długo będą wspominać owe wydarzenie.

 

 

- Unwanted


Sonda
Który z singli
uważasz za lepszy?
When You're Gone
Let Me Go
Sonda

Sonda

 

 

 

 

 

 

 


Sonda

  Wyróżnienie w Konkursie PERŁY INTERNETU - kataloog.info - Listopad 2005

Strona wyróżniona przez Katalog Ciekawych Stron

Witryna Rekomendowana CGM.PL