Zachęcając do zakupienia najnowszego numeru amerykańskiej edycji magazynu Nylon, w którego okładkę zdobi nowe zdjęcie Avril Lavigne, w internecie pojawiło się więcej ujęć z sesji zdjęciowej, której autorką jest Brooke Nipar. Aby obejrzeć wszystkie dostępne na ten moment zdjęcia, kliknij na obrazek poniżej!
***
Po uleceniu jednego z najmroczniejszych etapów życia, Avril Lavigne ma nowe brzmienie, nową miłość i odświeżone postanowienie życia w zgodzie ze sobą.
Avril Lavigne czuje się najbardziej komfortowo w ciemności. „Jestem nocnym markiem,” przyznaje będąc w przypominającej loch piwnicy studia nagraniowego w Zachodnim Hollywood. To miejsce idealnie pasuje do sytuacji, w której wszyscy mieszkańcy miasta się wyłączyli, a jej dzień pracy właśnie się rozpoczyna. Ubrana w rockową wersję biznesowej elegancji – skórzaną kurtkę, krótki t-shirt Guns N’ Roses i buty na wysokim obcasie – Lavigne dopieszcza swój piąty studyjny album, który ma ukazać się tej jesieni. Prywatnie twierdzi, że to jej najlepsza płyta w karierze, „chociaż każdy zawsze tak twierdzi wydając coś nowego,” przyznaje. „Piosenka nad którą obecnie pracuje jest bardzo klimatyczna.” Jednocześnie z grzecznością i radością obiecuje, że jej nowa płyta jest bardziej zróżnicowana niż poprzednie albumy. „Tym razem wszystkie utwory nie są ani o związkach, ani o facetach,” przysięga.
Pierwszy singiel, „Here’s To Never Growing Up,” ma swego rodzaju krzykliwy refren i wzburzający ton, który przypomina jej stare, klasyczne rockowe hity, których lojalni Lavigne fani (z których 9.9 milion śledzi ją na Twitterze) słuchali bez wytchnienia przez ostatnią dekadę. Jako dowód możesz sprawdzić video, które powstało z nagrań nadesłanych przez szalejących w rytm piosenki fanów. Zwycięzcy zostali wyłonieni z tysięcy zgłoszeń.
Album ani trochę nie jest podobny do melancholijnej i introspektywnej płyty „Goodbye Lullaby” wydanej w 2011 roku, którą Lavigne napisała w czasie rozpadu swojego trzyletniego małżeństwa z liderem Sum 41, Deryckiem Whibleyem. Atakujący emocjami album niekoniecznie współgrał z emocjami fanów. „Chciałam napisać coś bardziej artystycznego,” przyznaje. Jednak album, który otrzymał zaledwie złoty status w Stanach Zjednoczonych, w porównaniu do jej poprzednich płyt, które momentalnie plasowały się wysoko i były multiplatynami, okazał się komercyjną porażką. Mimo to, Lavigne upiera się, że to był czas na zmierzenie się samej ze sobą. „Chciałam podążać tą drogą,” mówi. „Nie chciałam napisać wielkiej radiowej płyty.”
Ale musiała mieć świadomość, że coś szło nie tak. Spory z długoletnią wytwórnią płytową, RCA, dotyczące przekładania wydania albumu i jego promocji popsuły relacje nieodwracalnie. „Próbowałam osiągnąć coś tym albumem, ale nie miałam wsparcia wytwórni,” mówi. „Było całe mnóstwo krążenia tam i z powrotem, kłótnie na temat konkretnego brzmienia i określonych tekściarzy. To był koszmar. Przy tej płycie na każdym kroku czekały na mnie nowe prowokacje rzucane przez ludzi a to doprowadziło do zakończenia biznesowej relacji.”
Mimo wrażenia, że jest wypalona, Lavigne postanowiła ruszyć w światową trasę koncertową „będąc silną i trzymając wysoko podniesioną głowę,” opowiada. „To były najgłębsze koncerty, jakie kiedykolwiek zagrałam. Wsparcie fanów, nieważne co się dzieje… to szaleństwo.”
Jednak, jak sama przyznaje, „byłam wykończona w przeróżnych aspektach i nie do końca pewna, w jakim kierunku chce dalej iść.” I właśnie wtedy, będąc w trasie, Lavigne usłyszała, że jej długoletni mentor, L.A. Reid, objął nową posadę prezesa Epic Records.
Ta dwójka poznała się w 2000: Lavigne, wówczas 15 latka mieszkająca razem z rodzicami w małym miasteczku w Ontario, przyjechała do Nowego Jorku, aby nagrać demo, a plotki o tym napakowanym marzeniami dziecku zainteresowały Reida, który zarządzał Aristą. Od ręki podpisał z nią kontrakt na $1.25 milionów. „Producenci jakoś tak machinalnie stwierdzili, że ludzie podrzucą mi muzykę, ale ja miałam inne zdanie. Mówiłam, 'Nie, muszę napisać właśnie piosenki’,” mówi Lavigne. „Patrzyli na mnie, jak na małe dziecko i zastanawiali się 'Jakim cudem ona chce sama napisać piosenki?’ Najwspanialszą cechą L.A. jest to, że on mnie po prostu słucha. Pozwala mi robić to, co powinnam zrobić.”
Ich zawodowa relacja zakończyła się w 2004 roku, kiedy Reid opuścił Aristę, a Lavigne przeszła do RCA. Mimo to, cały czas utrzymywali bliskie relacje. „Kiedy przechodziłam przez to całe gówno z wytwórnią, on przyszedł do mojego domu, a przecież nawet ze sobą nie pracowaliśmy,” opowiada. „Usiedliśmy, porozmawialiśmy, i puściłam mu kilka piosenek. Mogłam na niego liczyć. Czy to nie wspaniałe? Nikt nie robi takich rzeczy.”
„Uwielbiam Avril,” mówi Reid uzasadniając swoją decyzję o pozostaniu w kontakcie ze swoją protegowaną. „Nigdy nie było momentu, żebym nie lubił z nią pracować. Zawsze interesowało mnie, co robi muzycznie, i co działo się w jej życiu.”
Z Reidem za sterami Epic rozpoczął się wyścig o podpisanie kontraktu z Lavigne. „Gdy zadzwonił i powiedział „Znów będziemy ze sobą pracowali!,” to nie mogło wydarzyć się w lepszym momencie,” mówi Lavigne. „Od tego momentu poczułam, że moja inspiracja wraca. Pod koniec lutego zeszłego roku skończyłam trasę i tydzień później weszłam do studia.”
W między czasie Lavigne zatrudniła Larrego Rudolpha, managera najlepiej znanego z odbudowania imperium Britney Spears i przywrócenia jej kariery do właściwego kształtu. Duet od razu zabrał się do pracy nad nową płytą z celem stworzenia zestawu piosenek dorównującym tym, z debiutanckiej płyty Lavigne, wydanego w 2002 roku „Let Go,” który zdaniem Rudolpha to „pop-rockowe dzieło sztuki,” które sprzedało się w licznie ponad 15 milionów egzemplarzy na całym świecie. „Uwielbiam ten rockowy smaczek, który był doczepiany do każdego utworu, który wtedy nagrywała,” mówi. „Więc rozmawialiśmy o powrocie do korzeni i to stało naszą mantrą w czasie tworzenia tego albumu.”
Dwa tygodnie później Rudolph zaaranżował idealną kolaborację dla swojej nowej klientki – lidera Nickleback, Chada Kroegera, którego poznał podczas sylwestrowej zabawy w Meksyku. „Powiedziałem, 'Słuchaj stary. Muszę zrobić tak, żebyś nagrał piosenkę z Avril.’ Chad nigdy wcześniej jej nie poznał, ale był zainteresowany tym pomysłem. Powiedziałem mu, „popatrz, oboje jesteście Kanadyjczykami. Pochodzicie z pop-rockowej rodziny królewskiej.’ Ten koleś ma jakieś 17 hitów numer 1! Sprawienie, że będą ze sobą pracować brzmiało bardzo rozsądnie.”
Gdy powiedział o tym Lavigne, była za. „Zajmuje się dokładnie tym, czym ja – jest rockmenem, gra na gitarze, każdej nocy jest na scenie, pisze piosenki,” wyjaśnia. Znalezienie terminu na wspólne wejście na studia nagraniowego zajęło dwa miesiące i jedynym celem, jaki wówczas przyświecał stronom była nadzieja na chociaż jedną, bądŹ dwie, dobre wspólne piosenki. Pierwszym efektem była romantyczna ballada „Let Me Go.” „To jedna z moich ulubionych piosenek – nie tylko Avril, ale jedna z moich ulubionych w ogóle,” mówi Rudolph. „Tekstowo, skupiłam się na pisaniu o tematach, których wcześniej nie poruszałam,” twierdzi Lavigne. „Nie chciałam, żeby brzmiały prosto. Starałam się wyrazić siebie i głębokie opinie.”
Dalej Lavigne uszlachetniała swoje brzmienie z pomocą zwycięscy Grammy, muzyka Davia Hodgesa, byłego członka Evanescence i twórcy hitów znanym z współpracy z Carrie Underwood. Kilka sztandarowych utworów, „17” i „Rock 'n’Roll” to hymny o młodości i odjazdowości, a przyprawione szczyptą elektroniki „Hello Kitty” pokazuje eksperymentalną stronę Lavigne. Mocny gitarowy kawałek „Bad Girl” przechodzi na ciemną stronę mocy dzięki kolaboracji z Marilynem Mansonem. Ci dwoje poznali się dekadę temu w czasie jednego z koncertów Mansona w Toronto. Oprócz dzielenia wspólnej awersji do słońca (co Lavigne uważa za tajnik swojej urody), łączy ich także szacunek do wzajemnej siły. Mówiąc o pracy w studiu z Hodgesem Lavigne wspomina: „Spojrzałam na niego i powiedziałam, 'Cholera, Marilyn Manson brzmiałby genialnie w tym numerze.’ A on odpowiedział, 'Wiem!’.” Więc wysłała do niego wiadomość, a krótko po tym Manson pojawił się w studiu. „Wszedł do budki i z miejsca wymyślił swoją partię. Przeniósł piosenkę na inny poziom.”
Minionego lata strony internetowe obiegła plotka o romansie pomiędzy Mansonem i Lavigne, ale oboje byli z daleka od podzielania tego zdania. Manson żartował dziennikarzom: „Nigdy bym tego nie zrobił. Ona jest Kanadyjką. Bez urazy dla Kanady.”
Okazało się, że Lavigne zakochała się w kimś innym – Kroegerze. Jedna piosenka przerodziła się w dwie, później trzy, a finalnie w cały album. „Spędzaliśmy ze sobą świetny czas,” opowiada Lavigne wzruszając ramionami. „Najpierw byliśmy partnerami piszącymi piosenki, póŹniej przyjaciółmi, a zaczęliśmy chodzić na randki ubiegłego lata.” W sierpniu Chad oświadczył się Avril wklejając zdjęcie 14-karatowego diamentowego pierścionka do zeszytu z wycinkami, który Lavigne tworzyła równolegle z płytą.
Jak na zawołanie, Kroeger przechadzał się po studiu trzymając w ręce sześciopak piwa i całując ją w policzek. „Oszałamiające,” komplementował przed powrotem do pracy. „Jest miły, prawdziwy i uprzejmy,” opowiada z rozkosznym zainteresowaniem. „Dla mnie to jak znalezienie porozumienia na głębszej płaszczyźnie. Romantyczności!” Wskazuje na kilka tuzinów róż stojących nieopodal i będącym dowodem starań Kroegera.
Jak na ironię, Lavigne pierwszy raz spostrzegła Kroegera ponad dekadę temu w Roxy w Vancouver – tej samej nocy, której poznała Whibleya. „Szaleństwo, prawda?,” mówi ze śmiechem. „Miałam 17 lat i 'Complicated’ właśnie się ukazało.” Lavigne świętowała sukces z Jaegerem w dłoni i gdy opierając się na ramieniu Whibleya opuszczała klub, spostrzegła Kroegera, wówczas na szczycie kariery Nickleback. „Wtedy nie miał pojęcia kim jestem!,” wykrzykuje. „Ledwie co trafiłam do radia.”
Poznał ją w odpowiednim czasie. „Nie byłam z tych dziewczyn, które wrzeszczały przeponą w towarzystwie tancerek z mikroportem przy nosie,” podkreśla swoją oryginalność w branży. „Pojawiłam się i miałam dużo do powiedzenia w swoich tekstach i grałam na gitarze. Miałam zupełnie inny start, występy sceniczne, wszystko.” Wylicza elementy, które odróżniały ją od gwiazd pop i były elementem jej unikalności. „Jestem bardzo szczera. Jeśli nie mogę być sobą, nie będę czuła się dobrze i tak samo jest z pisaniem piosenek, pracą, związkami, wszystkim. I jeśli nie jestem zadowolona ludzie to zauważą.”
Potwierdza to Rudolph. „Nie dostosuje się do byle czego, co jest modne w danej chwili – jest gwiazdą rocka i zamierza pozostać wierna swoim korzeniom. Ma naturalny zmysł pozostania sobą.” Jednak poproszony o wskazanie największego wyzwania, jakie przed nią stoi, odpowiada: „Musi pogodzić życie zawodowe z prywatnym. To wyzwanie dla każdego, kto znajdzie się w jej sytuacji.”
Pomoże jej w tym długoletni sprzymierzeniec. „Jestem strażnikiem Avril, więc ludzie nie będą wchodzić jej w drogę, i będzie mogła robić to, co chce,” mówi Reid. „Jestem jej ochroniarzem. 'Nie zadzieraj z Avril.'”
W obliczu przeżyć z ostatnich lat, Lavigne przyznaje, że odkryła znaczenie stabilizacji. „Nauczyłam się bycia spokojną i przeżywania wewnętrznego,” mówi pokazując nowozrobiony tatuaż, który przypomina jej, aby „żyć chwilą.” Ale jej buntownicza natura, która, możliwe że tylko częściowo, jest odpowiedzialna za sprzedaż dziesiątek milionów płyt, jest cały czas w gotowości. „Lubię się wygłupiać i lubię gdy mi odbija, zwłaszcza gdy sytuacja powinna być poważna,” mówi. „Zbyt wiele czegokolwiek nie zrobi ci dobrze. Wiesz, gdy codziennie jesz to, co kochasz, potem robi ci się niedobrze. Tak właśnie odkryłam równowagę. I teraz już wiem, że muszę trochę jej mieć.”