Marianne Eloise z The Forty-Five spotkała się z Avril Lavigne, żeby porozmawiać o dwudziestoleciu kariery, najnowszym singlu i nowej płycie. Piosenkarka została twarzą grudniowego, cyfrowego wydania pisma. Rozmowę ilustrują zdjęcia autorstwa Jenn Five. Tłumaczenie fragmentów publikujemy poniżej. Niestety w rozmowie nie pojawia się nic, czego nie usłyszelibyśmy w radiowych wywiadach z ostatnich miesięcy czy wywiadach dla Nylon i EW. Więcej zdjęć i całą rozmowę można znaleźć tutaj.

„Jestem wdzięczna, że mogę nadal robić to, co robię, mieć swoją publiczność. Sprawia mi to mnóstwo radości, wydaje mi się, że to widać. To nie tak, że znów wydaje jedną z kolejnych nowych płyt. Po tylu latach tworzę muzykę, bo naprawdę tego chcę, to tak wielka część mojego życia. Cieszy mnie, że wciąż mogę to robić”, powiedziała.

„To moja siódma płyta, co oznacza, że również siódma trasa koncertowa. Gdy nie jestem w trasie, piszę albo jestem w studiu. To dwie zupełnie różne rzeczy, koncertowanie i siedzenie w studiu, pisanie piosenek, przyglądanie się życiu i zastanawianie, co chciałabym przekazać. Cieszę się, że robię to od 20 lat i wciąż daję czadu”.

„Już prawie 20-lecie mojej kariery, więc wiele osób zaprasza mnie do zaśpiewania „Sk8er Boi” w programach telewizyjnych, więc wszystko wraca i ludzie znów sobie o tej piosence przypomną. Więc zamierzam zrobić z tego utworu film i przenieść to na wyższy poziom”.

„Nagrywanie „The Best Damn Thing” było wielką zabawą, bo dużo imprezowaliśmy i piliśmy dużo Limoncello, każdy powód był dobry. Nagrywając nowy album nie imprezowałam. Pracowaliśmy w południe. Założenie było takie, że wstać, jechać do Calabasas, napisać piosenkę. Mieszkałam w Malibu i pisałam tam muzykę. Pracowałam w innych godzinach niż w przypadku poprzednich płyt. Limoncello piliśmy tak dużo, że w jednym utworze jest nawet jego nazwa. Podczas spotkań z fanami, w trasie, przynosili mi Limoncello domowej roboty”.

Podobne Posty