Mieszkam w Legnicy, godzinę drogi od Wrocławia, zatem musiałam wybrać
jakiś transport do Hali Stulecia. Postanowiłam, że pojadę pociągiem. I
już w pociągu dało się wyczuć atmosferę koncertu Avril, ponieważ
spotkałam trzech fanów, którzy jechali na jej koncert. We Wrocławiu nie
było inaczej - gdzie tylko popatrzyłam się, widziałam charakterystycznie
ubranych ludzi: spodnie w kratkę, czarna bluzka i frotka to jeden z
kilkuset zestawów ubrań wiernego fana Lavigne. Pod Halą Stulecia byłam
około 17.15. Kolejka nie była duża i szła bardzo szybko. Jedni
ochroniarze sprawdzali, czy mamy bilety, inni czy nasze bilety są
prawdziwe. A jeszcze inni kazali wyciągać butelki z piciem i oddać
korki. Pytamy się: "Po co"? Odpowiadają: "Wokalistka sobie tak zażyczyła
- dla bezpieczeństwa". No dobra. W środku stały trzy stoiska z
oficjalnymi gadżetami Avril. Były mega plakaty, t-shirty, bluzy,
komiksy, naklejki, plakietki, portfele, kubki i kto wie co jeszcze.
Ok, nadszedł ten moment - wejście na Halę. Kiedy tylko przekroczyłam
próg poczułam się wręcz magicznie - to przez klimat, który tam był.
Hala Ludowa wydała mi się jakoś dziwnie mała. Na płycie stojącej już było
kilkadziesiąt, jak nie kilkaset osób przy barierkach. Ja miałam miejsce
siedzące, ale w pierwszym rzędzie i na samym końcu, więc byłam
najbliżej sceny z sektorów D2 i D3. Myślałam, ze będę bardzo daleko od sceny, ale pomyliłam się - miałam bardzo dobra widoczność.
Nadeszła godzina 18.30. Na scenę wchodzi polski zespół rockowy Nefer.
Nie spodziewałam się niczego specjalnego, ale szczerze mówiąc to było
dno. Przede wszystkim kiepski sprzęt i nagłośnienie. Zagrali całe 8-9
piosenek, czyli pół-godzinny koncert. Wśród kawałków znalazła się ich
piosenka "Nieważne". Fani Avril trochę się przy niej rozkręcili, ale nie
odbyło się bez rzucania w zespół butelkami i wiwatów, kiedy wokalista
Nefer powiedział: "To już ostatnia piosenka". Radość była ogromna. Po
coverze zespołu The Beatles Nefer zszedł ze sceny. Godzina 19.00.
Mijają minuty... Nikt nie może się już doczekać TEJ chwili. Godzina
19.40. Gasną światła. Słychać mnóstwo podekscytowanych głosów.
Zaczęło się. Zespół zaczyna grać jakąś rockową melodię, a na telebimach pojawiła się litera "A". Każdy już wie, jakie pojawią się kolejne litery i w jakie słowo się ułożą. Na ekranach widać już słowo "AVRIL". Dalej jest
ciemno. Aż tu nagle.... wychodzą tancerki, światła kierują się na scenę i intro wielkiego hitu Avril - "Girlfriend"! Po chwili na samym końcu sceny
pojawia się blondynka z różowym pasemkiem, która promienieje energią i
mówi: "One, two, three, four! Hey hey you you...." i wszyscy już na
pewno wiecie, co było dalej. Tłum fanów po prostu oszalał: każdy z
osobna wydzierał się na całe gardło, jakby myślał, że Avril go
usłyszy. Na niektórych policzkach widać było łzy wzruszenia, że zobaczyło się Avril... na żywo... nie w magazynie na zdjęciu, czy w Internecie na
YouTube... A po "Girlfiend" zespół zaczął grać intro "I Can Do Better".
Wtedy Avril mówi "Hello Wrocław!" Dodała także, że miło jest
gościć tutaj po raz pierwszy. Może nie każdy to słyszał i nie każdy o tym wie, ale Avril gościła już raz w naszym kraju - w czerwcu 2005 roku. Ale
zapewne nikt już tego nie pamięta. Bo któżby sobie zawracał tym
głowę, kiedy ona śpiewała swoje najlepsze piosenki? Każda kolejna była coraz lepsza, coraz głośniej wyśpiewywana przez fanów. Wokalistka oprócz
swoich mocno pop-rockowych kawałków zaśpiewała ballady: "I'm With you",
"When You're Gone" oraz "Innocence". Przed piosenką "He Wasn't" Avril
podnosiła ręce do góry i zaraz dawała w dół. Wszyscy ją naśladowaliśmy
i był niezły ubaw. Avril najczęściej dawała mikrofon do publiczności
na piosence "The Best Damn Thing". Miejmy nadzieje, że podobały się jej
nasze krzyki :). Na piosence "Bad Reputation" Avril poszła się przebrać.
Zmieniła tylko bluzę na biały t-shirt z czarnymi napisami ze swojej
kolekcji Abbey Dawn. Jej przedostatnią piosenką był "Girlfriend Remix".
Lil' Mamę puścili z playbacku, zaś Avril zaśpiewała refreny i swoją
zwrotkę. Na koniec zaśpiewała swoją czadową piosenkę z 2002 roku - "Sk8er Boi". Miała wtedy na sobie różowa bluzę z kapturem. Wszystkich
poderwała do tańca. Kanadyjka skończyła swój show kilka minut przed
21.00, czyli tak, jak to zaplanowano. Na koncercie usłyszeliśmy aż 19
piosenek. Jednym zdaniem nie da się podsumować tego koncertu, ponieważ był on taki wspaniały, taki czadowy, taki odlotowy, że zabrakłoby mi słów do
opisania go. Napisze jednak tyle, że nawet mi się nie śniło być na tak
ekstra koncercie Avril. To przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
- Asia (Jean)