Moja historia z Avril rozpoczęła się w szóstej klasie podstawowej, miałam wtedy 12 lat. Rocznikowo skończę w tym roku 24 lata, to oznacza, że muzyka Avril była ze mną przez połowę mojego życia i była obecna podczas mojego dorastania, kiedy pojawił się „buntowniczy wiek”.
Pamiętam to jak dziś, kiedy koleżanki z klasy wybrały piosenkę „Girlfriend” na konkurs tańca, w którym chciałyśmy uczestniczyć, jednak chyba do tego nie doszło. W ten właśnie sposób poznałam Avril. Co prawda, nie jest to jej pierwsza znana piosenka, ani nawet piosenka z pierwszej jej płyty, ale mając 12 lat nie interesowałam się zbytnio muzyką. Gdy usłyszałam tą piosenkę i zobaczyłam teledysk do tej piosenki, od razu poczułam, że „to jest to”. Piosenka ogromnie mi się spodobała, a teledysk lepszy być nie mógł. Do tej pory uważam, że teledysk do piosenki „Girlfriend” jest jednym z jej najlepszych i najbardziej pomysłowych teledysków. Mam na myśli, ten pierwszy, najbardziej znany teledysk. Avril była w moim wieku, co jestem teraz kiedy nagrywała ten teledysk.
Jako 12-letnia dziewczynka bardzo się nią jarałam, pisałam o niej w moim pamiętniku i każdy mój znajomy wiedział kto jest moją ulubioną piosenkarką. Chciałam nawet napisać do niej list, ale mój angielski nie był na tyle dobry bym potrafiła bezbłędnie napisać list. Nie miałam też pewności, że on do niej dojedzie. W liście chciałam napisać, że bardzo ją lubię i chciałam ją poprosić o autograf, najlepiej ze zdjęciem.
Na dzień dzisiejszy mieszkam w Kopenhadze, ale do piętnastego roku życia mieszkałam w małym mieście na Dolnym Śląsku, gdzie nie było Empików lub innych sklepów, gdzie można było zakupić jej płytę. Dlatego jej twórczość słuchałam głównie przez internet. Jednak, pewnego pięknego dnia, przechodząc przez targowisko ujrzałam, że jakiś pan sprzedaje różne płyty, w tym płytę Avril Lavigne „The Best Damn Thing”, wtedy bez wahania postanowiłam ją kupić.
W 2008 roku był koncert Avril Lavigne we Wrocławiu, bardzo zależało mi, żeby się na niego wybrać, jednak do tego nie doszło. Wtedy miałam 13 lat, co oznacza, że nie byłam pełnoletnia, nie stać mnie było na bilet i musiałabym się wybrać z osobą dorosłą. Niestety, mama nie wyraziła zgody na to, żebym mogła pojechać na koncert, więc w dniu koncertu musiałam zostać w domu. Pamiętam, jak było mi smutno z tego powodu, patrzyłam na godzinę i wiedziałam, że koncert już jest w toku, a mnie na nim nie ma. Nawet w dniu koncertu przyśniło mi się, że byłam na koncercie Avril. Byłam szaloną nastolatką.
Niestety, następna okazja by zobaczyć i usłyszeć Avril już mi się nie przydarzyła w moim życiu i nigdy nie byłam na jej koncercie.
Niestety nie miałam okazji zrobienia sobie z nią zdjęcia, nie dostałam od niej autografu, ale dostałam od taty perfumy i balsam „Wild Rose”, bardzo się wtedy ucieszyłam z tego prezentu.
Często w dniu dzisiejszym wracam do jej starych płyt, mam na myśli jej pierwsze płyty. Uwielbiam też jej muzykę, kiedy jeszcze nie była znana, moją ulubioną jest piosenką z tych czasów jest „Temple Of Life”.
Poznałam Avril gdy już miała inny styl – bardziej kobiecy, czyli blond włosy i różowe pasemko, jednak nie uważam, że jej muzyka kiedyś była gorsza. Wręcz przeciwnie, na dzień dzisiejszy myślę, że niektóre jej piosenki są nawet lepsze od tych nowszych, ponieważ mogę się z nimi utożsamić i te starsze piosenki poruszają mnie w pewnie sposób. Co nie oznacza również, że nie otwieram się na jej nowe utwory. Z niecierpliwością oczekuję na jej nową płytę, która ma wyjść 15. lutego 2019 r. Na razie mieliśmy okazję usłyszeć tylko 2 piosenki z jej nowego albumu. Może jestem jakaś dziwna, ale bardziej podoba mi się piosenka pod tytułem „Tell me it’s over” niż „Head Above Water”. Większość fanów zapytanych o którą piosenkę wolą, odpowiedzą zapewne, że „Head Above Water”, jednak ja mam trochę odmienne zdanie na ten temat. Muszę oczywiście podkreślić, że tamta piosenka też mi się podoba, ponieważ Avril pokazuje w niej jaki ma ogromny talent. Jednak gdybym miała wybrać piosnkę, która bardziej wpadła mi w ucho, to wybieram „Tell Me It’s Over”.
Kocham jej głos i mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję usłyszeć ją na żywo. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś przyjedzie na koncert do Kopenhagi, na pewno nie przepuszczę takiej okazji. A jak będę miała okazję się do niej zbliżyć i będę mogła zrobić z nią zdjęcie, to chyba się wzruszę z tego wszystkiego. Bardzo ją cenię jako artystkę i cieszę się, że udało jej się dojść tak daleko, bo gdyby nie ona, to moje dzieciństwo byłoby nudniejsze.
Avril się zmienia cały czas, ale to dobrze, bo ciągle zmienia się na lepsze. Cieszę się, że wyszła z choroby i może powrócić do swoich ulubionych zajęć i oczywiście do muzyki i kariery.
Ciężko jest mi się określić, która jej piosenka jest najlepsza, ponieważ uwielbiam wiele jej piosenek. Z tych starych najbardziej uwielbiam „Losing Grip”, „Nobody’s Home”, „Anything But Ordinary”, „Sk8er Boy”, “Complicated”, “Mobile”, “Innocence” I “My Happy Ending”. Jak wcześniej wspominałam, kocham też piosenkę „Girlfriend”. Z tej samej płyty uwielbiam też jej poruszający hit, czyli „When You’re Gone”, także „Hot”. Z ostatniej płyty najbardziej lubię piosenkę „Give Me What You Like”.
Mało jest piosenek Avril Lavigne których nie lubię, ale niestety „Hello Kitty” jest piosenką, za którą nie przepadam. Uważam, że taki styl jaki zaprezentowała w teledysku nie pasuje do niej. Wolę ją w innym wydaniu – w luźnym bądź eleganckim czy z pazurem.
Bardzo podoba mi się w Avril to, że jest bardzo pewna siebie, mi często pewności siebie brakuje. Cenię w niej to, że się nigdy nie poddaje. Gdyby nie to, to nie osiągnęłaby tego wszystkiego i nie miałaby szans by osiągnąć więcej, mam teraz na myśli chorobę, z którą wygrała. Wierzę w nią i życzę jej, żeby znowu była numerem jeden na liście przebojów na całym świecie, bo zasługuje na to ♥.